poniedziałek, 19 marca 2012

Ech...
Leżę tak sobie i zastanawiam się, czy nadejdzie taki moment,  kiedy wreszcie będę miała z górki.

Nie będę się nad sobą użalać, bo już nawet mi się nie chce, zwyczajnie zaczynam przyjmować wszystko na klatę, a przez to i cycki mi ostatnio znacznie klapły !

Na przestrzeni roku dokonałam dwóch ważnych decyzji.
Jedną z nich było piątkowe wręczenie wypowiedzenia swoim przełożonym.
Wiele razy kręcę głową z niedowierzania, ale tym razem sytuacja w mojej pracy jest ... nieznośnie komiczna, i do ów kręcenia doszło jeszcze marszczenie brwi... A to już coś!
Zapieprzam jak wół, odwalam kawał roboty. Proszę o podwyżkę, bo mam najniższą stawkę, a jestem najstarszym pracownikiem [sic!] i wniosek dwukrotnie został odrzucony. Powód: "Bo nie ma sprzedaży".
No kurwa żesz mać.
Czy oni myślą, że mają do czynienia z idiotami?
Wysłałam maila do Zarządu z prośbą o bardziej logiczne argumenty, bo decyzja chyba była nieprzemyślana wobec tego, co dzieje się w firmie. Rzeczowo podałam podstawy prawne, na mocy których ubiegam się o podwyżkę, zaznaczyłam absurdalność zachowania, zażądałam wyjaśnień.
I co? Nic... Nikt nie odpowiedział. Przez miesiąc. Domniemam, że nawet nie wiedzieli jak...
Żeby było śmieszniej, odbywała się rekrutacja - i co się okazuje? Że nowy pracownik, często bez doświadczenia dostaje na wstępie większą pensję od mojej :-].
Pani Prezes jest ponadto na mnie śmiertelnie obrażona i mimo, iż sypie się jej cały oddział, bo na trzy osoby już dwie wręczyły wypowiedzenia, a u jednej to tylko kwestia tygodnia, dwóch, nie ma zamiaru ze mną negocjować.
Woli zapłacić kilka klocków za szkolenie, wysłać do placówki "żółtodzioba", niż o trzy stówy podnieść mi wypłatę zatrzymując tym samym dobrego pracownika. A że pyskatego, to inna sprawa...
Nie jest to zatem już kwestia jej  honoru tylko totalna głupota ! Żeby nie napisać idiotyzm i niekompetencja.

Oczywiście moja mailowa interwencja odbiła się rykoszetem w skokowym światku, zachowanie było komentowanie różnie, przy czym uwagi przełożonych parafrazując brzmiały mniej więcej tak: napisałaś za ostro, mogłaś powiedzieć, że masz trudną sytuację, potrzebujesz podwyżki, że Ci nie starcza... A tak Prezesowa wkurzyła się ma maila i na pewno jej nie dostaniesz.

O ja cie... Aż mi krew w żyłach wrzeć poczęła...
Mój raczej bogaty język nie mógł oddać w słowach tego, co się w takim momencie czuje...
1300zł.
Każdy Klient obsłużony tak, jak należy. Wręcz z pasją, jakkolwiek to brzmi.
Nadgodziny. Wieczne.
Osiem miesięcy praktyki, na tę chwilę najwięcej.
Magister.

I ja mam się w tak upadlający sposób prosić o coś, co mi się należy?!
Nie muszę żebrać, nie jestem sama, łączenie dochodów wychodzi nam świetnie, zatem nie mam trudnej sytuacji, starcza mi do chuja.

Chodzi o rzeczy trochę inne.
Jakaś równowaga. Adekwatność.
Satysfakcja. Godność.

Nie po to wydrapałam się z trudnego domu, sama wykształciłam, żeby jakaś kobieta z klapkami na oczach demonstrowała mi swoje foszki i widzimisię. Ja wymagam rzeczowości. Kompetencji.
To są atuty, które wywołują moją pokorę, szacunek.
Za dużo widzę, za dużo rozumiem, żeby bez buntu obserwować tak durne sytuacje.
A skoro nie mogę nic zmienić, a Damian zabronił mi tworzenia "pożegnalnego maila", choć nie planowałam czynić wielkich wyrzutów, a raczej zwrócić uwagę, by w przyszłości mieć mniej hermetyczne poglądy i cenić nie ilość a jakość, to spadam.
Stracę jedynie pożal się Boże wypłatę.
Ale! Poznałam swoją wartość. Zachowałam godność.

Wszystko po coś się dzieje, widocznie jest gdzieś dla mnie jakieś lepsze miejsce, mam nadzieję, że już długo nie będę musiała na nie czekać.

 A... Chyba  jeszcze coś tracę... Tracę wszystkie te uśmiechy, które wywoływałam witając po imieniu lub nazwisku osoby, z którymi miałam przyjemność chociażby raz rozmawiać, stracę kilka pogodnych twarzy, które zawsze podchodziły do mnie, by zamienić kilka słów. I smutno mi gdy myślę, że  Ci, którzy będą  prosić przez telefon Panią Anię, już jej nie zastaną...

Przesrane tak mieć powołanie i traktować każdego człowieka jak ... człowieka...

piątek, 9 marca 2012

Aluzja




"Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. "

piątek, 2 marca 2012

Luźno...

Siedzę sobie i kręcę głową z niedowierzania...
Co za czasy. Co za naród.
Generalnie : WTF?!
Nie jestem głupim człowiekiem. Staram się być lojalna względem ludzi, którzy mnie otaczają.
Szczerze i otwarcie mówię o tym, co uważam za niewłaściwe, co mnie drażni. Co mi się podoba, co cenię.
Lubię ład.
Nie cierpię poczucia chaosu.
Muszę mieć nad sobą konkretnego bata, żeby czuć respekt, bo inaczej to ja przejmuję stery i nie ma wtedy autorytetów.
Kłapię dziobem i jestem cholernym nerwusem.
Staram się być dobra i wyrozumiała dla ludzi, ale jak ktoś mnie wpieni, potrafię zajść za skórę.
Tak już mam.

Nie cierpię pychy. Braku pokory.
Wkurwiają mnie ludzie, którzy nie mają wyczucia.
Nie toleruję wrzasku, który zagłusza chęć konstruktywnej dyskusji.
Nie lubię knucia, szemrania po kątach, komityw rodem z gimnazjum...

Ciężko grać uczciwie w tym kraju.
Jeszcze ciężej walczyć w nim o swoje.
Zdolność nadinterpretacji czyichś wypowiedzi mamy wręcz paranoiczną.

Nie mam nic przeciwko protekcji. Ale zaczynam mieć, kiedy nie przynosi zaangażowania i pracy, a opierdalanie się wydaje się być niedostrzegalne i staje się wręcz synonimem [sic!].
Mam magistra. Wreszcie.
I co?
Nic. 
Magazynier i sprzedawca w Tesco (absolutnie nie uwłaczając)  zarabiają więcej ode mnie. Bez kitu.

Na nic dziś tytuł, rzetelność, chęci i rozumowanie na przyzwoitym poziomie.
Ale szacunku oczekuję i nie wiem ile materialnie stracę przez przerośnięte ego i unoszenie się honorem...
Jedno jest pewne. W kaszę sobie dmuchać nie dam.
I basta.