piątek, 1 sierpnia 2014

Pół roku - jak z bata strzelił...

Odkąd skończyłam studia, zmieniam prace jak przysłowiowe rękawiczki. No już tak mam, że jak mi coś nie odpowiada, męczę się, przestaję czuć satysfakcję, to mówię STOP. I szukam sobie swojej ścieżki, którą iść chcę, a nie muszę.
Życie jest za krótkie, by się męczyć. Jeśli można coś w nim zmienić, warto to zrobić.
Tym bardziej, że czas płynie, już coraz szybciej.

Studia dawno za mną, dorosłe życie przede mną, a ja jeszcze tkwię "pomiędzy". I to jest chyba najbardziej komfortowy stan, bo mogę sobie jeszcze pozwolić na eksperymenty lub działanie czysto intuicyjne, żeby nie napisać impulsywne :).
Tego ostatniego chyba nigdy się nie wyzbędę... Lubię to w sobie.

Kiedyś rzuciłam chłopaka, bo miał plamę na kurtce. Nie wkurzało mnie tak bardzo to, że wiecznie chodził przybity, kiepsko całował czy żarł Vifony, bo nie umiał sobie nic innego zrobić.
No przychodził na randki w upierdolonej kurtce... Raz przymknęłam oko, drugi przygryzłam język, za trzecim uznałam, że granica mojej tolerancji właśnie została przekroczona.
Na studia do Łodzi wybrałam się z 90 zł w kieszeni wiedząc, że muszę liczyć sama na siebie. No ale co miałam do stracenia?:) Prosta kalkulacja - nic. Do Konina mogłam wrócić zawsze. Ba! Po roku przeniosłam się do Poznania, bo poznałam Damiana. Bez większego namysłu znów zostawiłam wszystko za sobą.
Wypad do Grecji był najmniej przemyślaną decyzją w moim życiu, ale też największą przygodą.
Dwa razy składałam wypowiedzenia umowy o pracę, by znaleźć się w miejscu, gdzie poznałam osobę pracującą w zespole szkół, o którym nie miałam bladego pojęcia.
W styczniu, pewnego popołudnia, zmęczona bankową, psychiczną katorgą, wkurzona na cały Wszechświat,  postanowiłam tam zdzwonić z pytaniem, czy nie potrzebują polonisty. No i akurat potrzebowali. :)
Od połowy lutego do końca czerwca, od samego rana miałam zajęcia, a po nich dosłownie biegłam do banku. Dostałam w kość, jednak było warto, bo wygląda na to, że wreszcie zostanę nauczycielem.

A bycie nauczycielem to dynamiczne zajęcie, zmuszające do myślenia, bycia kreatywnym, kombinowania w różnych interakcjach tak, by zbudować zdrowe relacje i wydrążyć kanał do przemycania wiedzy i wartości.
Kilka ostatnich miesięcy dały mi cholernie dużo satysfakcji, bo z odpowiednim podejściem okazuje się, że jest to wykonalne! :)
A to jest wyzwanie, bo niestety młodzież dziś nie ma ochoty się uczyć.


No i tak w ogóle obiecałam sobie kiedyś, że jeśli zostanę nauczycielem, to w pierwsze wakacje spełnię swoje marzenie: przejdę nasze Wybrzeże pieszo, od wschodu po zachód.
Zrobię to.

Już nie mogę się doczekać!!!


P.S. Lubię wracać do swojej enklawy.