niedziela, 11 lutego 2018

Skrzypiące drzwi



Zwykle kieruję się intuicją. W zasadzie to zawsze. Ona działa u mnie lepiej niż rozum. 
Gdyby ktokolwiek z Was miał tak samo, i gdyby jakaś sprawa nie została zamknięta, bo wszyscy wokół mówią, że "tak będzie lepiej" i parafrazują to zdanie na miliony sposobów, a Wam wydaje się że nie do końca tak jest, to słuchajcie siebie. Wyłącznie siebie. 

Potem temat wraca i jest jak przeciąg, który sprawia, że niedomknięte drzwi skrzypią. 
I zupełnie niepotrzebnie człowiek musi się wracać, aby je zamknąć. 


piątek, 9 czerwca 2017

A po co tytuł




W zawieszeniu między tęsknotą do czasów szalonej młodości, a codzienną rutyną przyzwoitego obywatela, wpada w ucho Wiosna. Jeśli kiedykolwiek naprawdę rozumiało się i kochało wolność, nieskrępowanie, to każda fraza i nuta powinna przeszywać duszę, a obrazy swobodnie mknąć pod powiekami.

Trochę to dla mnie piosenka o czasie. Stosunek do jego upływu można wyrazić w metaforze postrzegania szklanki z wodą: „do połowy pełna”, „do połowy pusta” i … „mam nadzieję, że to wódka”.

Szczenięce lata przeżyło się intensywnie, ale trwały krótko. Teraz praca wysysa energię, a próby powrotu do młodości kończą się na niekontrolowanej brawurze – najczęściej w fantazjach przed snem. Metryczka z każdym rokiem doskwiera coraz bardziej i popycha w schematy, nie pozostawiając przestrzeni na bezgębie. Toteż wiosna czasem bucha w twarz, wyrywa z letargu, bo pragnienie bezgębia rozpaczliwie szuka ujścia.  Ale do bezdgębia trzeba dojrzeć, a potem zacząć się nim upajać, jak wódką.

To bycie sobą, bycie z sobą w zgodzie, śmianie się do siebie i z siebie. To stan, w którym przestaje się chłostać złymi doświadczeniami, a wykorzystuje się je jako pryzmat do mierzenia wartości tego, co tu i teraz. To już nie gówniarskie carpe diem.
Mam wrażenie, że Wiosna definiuje nowy typ młodości, tej, która pojawia się wraz z trójką z przodu.
Jest w niej piękno zreinterpretowanych przeżyć, zdeklarowanego ja oczyszczonego ze śmieci, autentyczność. Bunt zastępuje bezpardonowa szczerość, nonszalancja. Po romansach z wielkim światem (jakkolwiek to rozumieć), pozostaje często zgaga, więc wraca się do najprostszych form bycia i rzeczy. Egzystencja troglodyty, o ironio, wydaje się być najbardziej wyrafinowaną formą jestestwa…

Przyjaźń nabiera ceremonialnego charakteru, ma się z kim konie kraść i wracać nad ranem do domu z nocnego szlajania. Wszystko odczuwa się intensywniej, dojrzalej, więc smak szaleństw jest wyrazistszy, a przeżycia głębsze, na tyle, że czasem nie ma sensu topić ich w słowach, bo potrafimy już czytać emocje ze swoich twarzy.
Bywa, że w pochwycie wrażeń, wiosennej euforii, chce się biec przed siebie, zachłannie przeżyć jak najwięcej, jak najdotkliwiej, a czasem po prostu ruszyć w wędrówkę bez celu, bez końca, by móc obserwować niczym nie zmącony przez wieczność ruch słońca po firmamencie i to, jak spokojnie zachodzi.

Nie ma co trwonić czasu na gonitwę za tym, co nie wróci. I uciekać przed tym, czego się boimy.
Trzeba wyszarpać teraźniejszości, co nasze. Najlepiej na bezgębiu.

Jesteśmy tu i teraz. Jesteśmy piękni, trzydziestoletni. 


--------------------------------------
*Bęzgębie odnosi się do pojęcia "gęby"w Ferdydurke Gombrowicza.


wtorek, 22 listopada 2016

Metaforycznie


Jestem zodiakalnym baranem. I jestem uparta. Ale czasem jak osioł.
Upartość to zdecydowanie moja cecha przewodnia. Trzeba nauczyć się z nią żyć, bo czasem wiedzie w dobrą, a czasem w złą stronę.
Gdyby nie upartość, nie sięgałabym po więcej.
Uparłam się kiedyś, że wyjadę z Konina, wyjechałam, że skończę studia, skończyłam, że będę pracować w szkole, pracowałam, że będę miała psa, i go mam, że będę miała normalną rodzinę i ją posiadam, że będę miała tatuaż, no i jest.

Czasem jednak ta upartość sprawia, że sięgam do najgorszych instynktów.
Krzywdy nie wybaczam, Niesprawiedliwości nie toleruję. Hipokryzji nie przemilczę. A jeśli widzę nawet wąską i niepewną drogę, do tego by położyć temu kres, to lezę w to bagno, grzęznę, ale za cholerę nie zawrócę. Po drodze upartość przekuwa się niekiedy w mściwość.

Wówczas pozostaje tylko liczyć na to, że baran nie wyjdzie na osła...

czwartek, 25 sierpnia 2016

Działo się dziś... Choć bywało więcej i intensywniej.









Dzień na wariackich papierach.

Siedzę w pracy. Dzwoni telefon. Odbieram.
Stała formułka, - Słucham?
- Czy dodzwoniłem się do Fundacji UAM?
- Tak.
- Mam do Pani takie nietypowe pytanie. Ostatnio znajomi oprowadzili mnie po Poznaniu i pokazali mi ławeczkę poświęconą Heliodorowi Święcickiemu. Taka rzeźba. Wróciłem do Was, chciałem jeszcze raz ją obejrzeć, bo była inspirująca, ale jej już tam nie ma! No wie Pani co, byłem w szoku. Czy może mi Pani powiedzieć dlaczego zniknęła?

Moje neuroprzekaźniki zbłądziły, wymiękły...
Jedynie co docierało, to czy ktoś sobie kutwa jaj nie robi, czy w tle nie ma radiowego pogłosu,echa...
Do tej pory nie mam pewności, co to właściwie było a w firmie na wszystkich spoglądałam podejrzliwie... :)

Popołudnie.

Czas na reset. Szybka drzemka. Szpula na siłkę.
Body pump i spinning to megacombo. Drzwi od samochodu nie mogłam otworzyć. Jednak do wystąpienia zakwasów pewnie będę najszczęśliwszą, styraną osobą pod słońcem.
Ale!
Poszłam na saunę odpocząć, zrelaksować się. Delektuję się ciszą. Kontempluję. Wchodzą trzy laski i akcja, jak z Dnia świra...


Już byłam na skraju, bo nic tak nie wkurza jak brak autorefleksji, aż tu nagle alarm, ewakuacja, bo coś się pono pali.

I co, biegusiem na parking...

Finał dnia. Kupiłam w lipcu buty. Były za małe (tak, da się), więc je zwróciłam. Paczkę nadałam 3 sierpnia, sprawdzałam konto i długo nic się na nim nie pojawiało. Napisałam wczoraj do właścicielki, z prośbą o wyjaśnienia. Odpowiedziała, że te 14 dni na zwrot środków liczy od momentu odebrania paczki, a z uwagi na to, że "była na urlopie, to paczkę odebrała 16 sierpnia i od tego momentu się liczy."
Konsternacja.
Wyjaśniłam, że to troszkę absurdalne, bo gdyby była na urlopie miesiąc, to jak... Po miesiącu odbiera + 14 dni?!
Zmierzając do sedna, otrzymałam odpowiedź, że Pani nie ma czasu ani sił biegać po oddziałach poczty i sprawdzać kiedy i co zostało nadane, ona ma swoje życie, w tym prywatne, spędza 24 h w pracy i nie wie, co ja tym swoim pisaniem chcę zmienić.
Jeszcze większa konsternacja.
Starałam się być miła. W końcu Pani nie ma sił... Chciałam jej napisać, że chyba nigdy po body pampie na spinningu nie była, ale na starość chyba łagodnieję.
Zaleciłam jedynie kurs zarządzania czasem i lekturę praw konsumenta, chwaląc pełen profesjonalizm [sic!]...
Nie ma co głową walić w mur.


No. Tyle. Cześć i czołem. Kluski z rosołem!