piątek, 7 stycznia 2011

Wkurw



Idę sobie dziś do Lidla na małe zakupy.
Wchodzę.
Bez kosza na kółeczkach, bo po co do pięciu bułek i paru pierdół.
Przede mną Para. Dziewczyna w bobce a'la Szwedzki Kucharz, czarnym płaszczu, z teczką o przekątnej dłuższej niż mój wzrost. Chłopak, kurtka skórzana, włos zakręcony,zapuszczony, acz przycięty na bokach, jazzy boy nie ma co.
Idę po kajzerki i się kurwa przecisnąć nie mogę między kilkoma wózkami.
Tak, ja, mała, cienka, za chuja przejść nie mogłam, bo nikt oprócz siebie i swojego kosza przestrzeni wokół nie analizuje...
Mówię: "Przepraszam". Przepuścili.
Sięgam te bułki i słyszę konwersację Pary...

Dz: - O zobacz Misiu, ten proszek, co go ostatnio kupiłam, 2 kg, staniał.
Ch: - Ojej, mój Misiaczek musiał dźwigać takie ciĘżary, mogłaś mi powiedzieć, sam bym kupił Misiaczku...

Już mnie zaczynają swędzieć sutki od tej ich pieszczotliwej maniery językowej na cały market, idę jednak dalej. Oni jak na złość za mną...

Dz: - Kotku, a co powiesz na warzywka, hmmmm?
Ch: - No Skarbie, można coś wziąć. RzodkieweczkĘ, ale nie, możĘ sałatĘ lodowĄ? Hmmmm....

Zaczynam z irytacji zaciskać szczękę, skręcam. W pizdu! Już obejdę ten market, oby ich nie słuchać,  no ale! dwie alejki i półki dalej słyszę:

Ch: - Misiaczku, a co powiesz na marmoladĘ?
Dz: - Hmmmmm, no, może weźmiemy. A jakĄ Kotku?

Noż kurwa! Ja nie chcę brać udziału w ich zakupach...! Idę po papier toaletowy w nadziei, że odejdą od  lodówek, bo chcę frytki i zapiekanki.
Sterczą tam i sterczą...

Dz: - Kochanie, a co powiesz na pizzę,  na dziś wieczór? Hmmmmm?
"Kochanie" odszedł, ale drze się z końca alejki:
- Dobrze Złotko, myślĘ, że to dobry pomysŁ.

Podchodzę. Naturalnie  wkurwiona. Odsuwam tę klapę, sięgam co trzeba, spoglądam na Awągardąwą Niunię i jej zbliżającego się Niuniersa, i mówię do siebie GŁOŚNO:


- Aniu, Cukiereczku, myślisz, że możemy dziś skĄsumować zapiekankĘ z pieczarkami?
- Ależ owszęm Pączusiu! To doskonały pomysŁ!


Sama zaskoczona swoją reakcją !!!, uśmiecham się i odchodzę.
Dawno nic mnie tak nie zirytowało i dawno sama nie śmiałam się tak ze swojego zacietrzewienia...
Oto Qsiak na kilkudniowym wkurwie...

:D

niedziela, 2 stycznia 2011

 

Pierwszy raz w życiu chciałabym wymazać rok z pamięci. Cały, calusieńki. Naprawdę.
Był chaotyczny, o ile w chaosie znajduję się zwykle doskonale, o tyle ten mnie przytłoczył, zmiażdżył emocjonalnie.
Łzy się same do oczu cisną, kiedy jak na "masochistę" przystało wspominam styczeń, marzec, kwiecień, wrzesień, grudzień...
I jeszcze jedno.
Słowa mają gównianą wartość. Słowom się nie wierzy. Obiecywać można bez końca. I łudzić się można bez końca.