środa, 29 kwietnia 2009

do lata, do lata, do lata piechotą będę szła...


Mój ulubiony opis na gg :)

A piosenka... Oj...
Bajmu nie znoszę, Beaty jeszcze bardziej, ale utworek fenomenalny, tak muzycznie lekki i przyjemny jak nieśmiałe, pierwsze, wiosenne, słoneczne promienie...

No i przede wszystkim do lata coraz bliżej...
Nie da się opisać słowami mojej wewnętrznej radości, która towarzyszy mi od dwóch dni... Słońce, błękitne niebo, mozaika barw, ciepły wiatr, kwitnące drzewa, zapach zieleni, sama zieleń!, lekkie powietrze...

Na głowie mam tyle rzeczy i problemów, że aż strach się bać, ale błogość za oknem relaksuje i sprawia, że chce się podejmować wyzwania i rozprawiać z kłopotami. Budzi się optymizm i zapał. Budzę się ja...

Z hibernacji wybudziłam się podczas wyjścia nad rzekę z Wojaczkiem w dłoni.
Przypomniały mi się czasy, kiedy to była chwila na egzaltacje, szaleństwa i głupoty. Niczego jeszcze nie zdominowała rutyna, powszedniość, obowiązki, pośpiech, którym bezlitośnie zarażają duże miasta. Nie było zniewalającego Internetu, były książki, ołówki, farby i papier... Tak, tak, Aneczka kiedyś nawet rysowała...:) Życie nie stało też w miejscu, łobuziarstwo i strawa duchowa to były priorytety, a pojęcie nudy nie istniało.

Wiecznie młodym i beztroskim być nie można, ale nie należy się za szybko starzeć... Ja postarzałam się za prędko. Gdzieś zapodziało się pozytywne wariactwo, głód adrenaliny, podejmowanie wyzwań, niepokorność...
No i ten mój Wojaczek buntownik, czytany na wyrywki, ta poezja przed moimi oczyma i wokół, uświadomiła mi, że czas się zbudzić, otrząsnąć i zacząć coś robić ze swoim życiem. Nie wiem, czy to oby nie będzie słomiany zapał, nieważne... Ważne, że żyje się bodźcami... Albo chwilami, jak to w piosence Dżemu było...

Do lata będę szła piechotą, wyboistą drogą, o pracę roczną z hlp się potknę, o sesję, ale to nic... Wstanę, otrzepię kolanka i będę się cieszyć Słońcem, dobrą pogodą, młodością. Kocham ciepło, błękitny firmament, siklawę promieni... Dla mnie to będą zawsze synonimy beztroski i energii...




Aaaaaa! I jeszcze coś! Taki bonus ode mnie i Mistrzunia Wojaczka:

Prośba

Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mej wniknąłeś
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz








niedziela, 5 kwietnia 2009

cały czas w temacie acz aluzyjnie


Wiatr.
Może sobie napierać
i hulać złośliwie.
Opóźniać mój marsz,
huczeć i straszyć.

--Kiedy los nie sprzyja od zawsze,
wiatr nie odstępuje od świadomości.--

I ma swój triumf,
gdy w nieradzie opuszczam ręce i płaczę -
wtedy tylko czuję jego siłę.
I tylko wtedy.

Wiatr...
Wiem, że jest częścią mojego przeznaczenia,
ale wmawiam sobie, że jest nim również szczęście.

Idę przed siebie!
Ignoruję wiatr.

środa, 1 kwietnia 2009

Wiosenne porządki

Piękna pogoda, poranek, oczekiwanie na tramwaj...
Ponieważ nie lubię bezczynnie czekać, postanowiłam oprzątnąć swoje kieszenie w kurtce. Już nie było gdzie ręki włożyć. Chusteczki, papierki po cukierkach, bilety, resztki psich chrupek, bo zawsze noszę dla Koli... No trochę tego było:)
Po kilkunastu sekundach patrzę, starsza kobitka robi to samo, co ja. Też wyciągała coś tam pełnymi garściami. Grzebała w tych kieszeniach dobre 2 minuty, aż podjechał tramwaj. No i jadę, i widzę na następnym przystanku powtórkę z rozrywki: jakaś dziewczyna też stoi przy tym nieszczęsnym koszu i wrzuca do niego zapewne zbędną zawartość swoich kieszeni. Cała sytuacja bardzo mnie rozbawiła. Pomyślałam o dwóch rzeczach: primo - no tak, całe baby, bo jeszcze faceta robiącego porządek w kieszeniach nie widziałam. Secundo - jakoś ta pogoda tchnęła w ludzi potrzebę zrobienia wiosennych porządków, nawet albo aż! w kieszeniach :D