W zawieszeniu między tęsknotą do
czasów szalonej młodości, a codzienną rutyną przyzwoitego obywatela, wpada w
ucho Wiosna. Jeśli kiedykolwiek naprawdę
rozumiało się i kochało wolność, nieskrępowanie, to każda fraza i nuta powinna
przeszywać duszę, a obrazy swobodnie mknąć pod powiekami.
Trochę to dla mnie piosenka o czasie.
Stosunek do jego upływu można wyrazić w metaforze postrzegania szklanki z wodą:
„do połowy pełna”, „do połowy pusta” i … „mam nadzieję, że to wódka”.
Szczenięce lata przeżyło się
intensywnie, ale trwały krótko. Teraz praca wysysa energię, a próby powrotu do
młodości kończą się na niekontrolowanej brawurze – najczęściej w fantazjach
przed snem. Metryczka z każdym rokiem doskwiera coraz bardziej i popycha w
schematy, nie pozostawiając przestrzeni na bezgębie. Toteż wiosna czasem bucha
w twarz, wyrywa z letargu, bo pragnienie bezgębia rozpaczliwie szuka ujścia. Ale do bezdgębia trzeba dojrzeć, a potem
zacząć się nim upajać, jak wódką.
To bycie sobą, bycie z sobą w
zgodzie, śmianie się do siebie i z siebie. To stan, w którym przestaje się
chłostać złymi doświadczeniami, a wykorzystuje się je jako pryzmat do mierzenia
wartości tego, co tu i teraz. To już nie gówniarskie carpe diem.
Mam wrażenie, że Wiosna
definiuje nowy typ młodości, tej, która pojawia się wraz z trójką z przodu.
Jest w niej piękno zreinterpretowanych przeżyć, zdeklarowanego ja
oczyszczonego ze śmieci, autentyczność. Bunt zastępuje bezpardonowa szczerość, nonszalancja.
Po romansach z wielkim światem (jakkolwiek to rozumieć), pozostaje często zgaga,
więc wraca się do najprostszych form bycia i rzeczy. Egzystencja troglodyty, o
ironio, wydaje się być najbardziej wyrafinowaną formą jestestwa…
Przyjaźń nabiera ceremonialnego
charakteru, ma się z kim konie kraść i wracać nad ranem do domu z nocnego
szlajania. Wszystko odczuwa się intensywniej, dojrzalej, więc smak szaleństw
jest wyrazistszy, a przeżycia głębsze, na tyle, że czasem nie ma sensu topić
ich w słowach, bo potrafimy już czytać emocje ze swoich twarzy.
Bywa, że w pochwycie wrażeń,
wiosennej euforii, chce się biec przed siebie, zachłannie przeżyć jak
najwięcej, jak najdotkliwiej, a czasem po prostu ruszyć w wędrówkę bez celu,
bez końca, by móc obserwować niczym nie zmącony przez wieczność ruch słońca po
firmamencie i to, jak spokojnie zachodzi.
Nie ma co trwonić czasu na
gonitwę za tym, co nie wróci. I uciekać przed tym, czego się boimy.
Trzeba wyszarpać teraźniejszości,
co nasze. Najlepiej na bezgębiu.
Jesteśmy tu i teraz. Jesteśmy
piękni, trzydziestoletni.
--------------------------------------
*Bęzgębie odnosi się do pojęcia "gęby"w Ferdydurke Gombrowicza.
2 komentarze:
Chiałoby się zatrzymać taką wiosnę, tylko... po co? Wszystki mija, zmienia się, pięknieje z czasem. I woda... staje się wódką :-)
Trochę czasu zajęło mi, by dojrzeć do takiego punktu widzenia. :)
Ale kiedy już się to zrobi, czas płynie lżej i przyjemniej.:)
Prześlij komentarz