środa, 29 września 2010

Zadżipiesowana


No i stało się.
Wczoraj.
Wrześniowy, ponury, zimny, deszczowy wieczór. A w sercach gorąco.
Damian zabrał mnie do teatru na sztukę "Ożenek".
Po przedstawieniu zaprosił na kolację, do restauracji. Zjedliśmy pyszne kalmary i polędwiczki. Kiedy powiedział, że ma jeszcze jedną niespodziankę, rzuciłam bezmyślnie tekst : Tylko mi z pierścionkiem teraz nie wyskakuj. No i kurcze wyskoczył... !
Nie wiem, jak zapytał,  co odpowiedziałam... Wiem, że się zgodziłam - pamiętam tylko strach i radość w Jego oczach. I kelnerkę, która zauważyła co się właśnie wydarzyło, bo przyniosła nam drinki ze świecą, życząc szczęścia... No i cichutko, dyskretnie przeżywaliśmy tę chwilę. Magiczna...
Wychodząc, podeszliśmy do stolika przy którym siedzieli aktorzy, nota bene znani nam i grający w "Ożenku". Podziękowałam za przedstawienie i dodałam, że zostanie nam w pamięci, bo chwilę po nim, w restauracji pod tą sceną mój chłopak poprosił mnie o rękę, i mam nadzieję, że nie ucieknie przez okno (zakończenie spektaklu)!
O mało nie rozlały się do kieliszków hucznie zamówione przez jednego z Panów szampany!, ale nie chcieliśmy nadużywać gościnności. Zresztą to był nasz czas.

Nigdy spacer mokrymi ulicami nie wydawał mi się tak intymny. Szliśmy pod rękę, elegancko ubrani, świeżo zaręczeni, mijali nas ludzie i nie mieli pojęcia co się dzieje. A my milcząc, tylko wymienialiśmy się spojrzeniami, uśmiechami, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Dziękuję, że kochasz mnie taką, jaką jestem.

wtorek, 28 września 2010

Na chwilę



Szceść, może siedem lat temu napisałam "wiersz":


Na złość - nie wiem komu
poobgryzałam paznokcie.
I już nie będę o nie dbała.
Rzuciłam szyszką o drzwi
i wytarłam nos w pidżamę.

Przestałam płakać.

Sformułowałam sobie na koniec puentę:
Ludzie ludziom potrzebni są tylko na chwilę.

...i znów siedzę bezradna,
nie mogę powstrzymać łez
- wciąż nie rozumiem,
jak można tak zadrwić z człowieka.



Nie wiem, jak kto oceni wartość artystyczną. Nie interesuje mnie to. Bo i nie o to chodzi.
Składając linijki, naprawdę płakałam i naprawdę osmarkałam rękawy. Wtedy pierwszy raz doświadczyłam egoizmu połączonego z bezmyślnością.
Sytuacja była banalna, tysiąc nastolatek na sekundę to pewnie przechodzi.
Wybrałam się z kolegą na koncert, kolega mi się podobał, kolega wypił za dużo, koledze zebrało się na czułości, ja jednak niepewna swych wdzięków byłam zimna obojętna, kolega pożegnał się, robiąc mi nadzieję, po czym milczał tydzień, dopóki do niego nie napisałam. Odpowiedź była bardzo bolesna, bowiem wprost mówiła, że to nie powinno się stać, nie ma znaczenia, nie ma mi nic do powiedzenia i takie tam...
Wtedy Ludzie ludziom potrzebni są tylko na chwilę odnosiło się do zawodu miłosnego.
Dziś już nie tylko.
Ludzie zaczynają mnie przerażać.
Egoizm sprytnie kamuflują pod maską altruizmu.
Prosta empatia to zabieg nie wart zachodu.
A łańcuszek bezmyślnych czynów przyprawia mnie o wytrzeszcz oczu i wstrzymanie procesu analizy, bo ciężko pewne rzeczy pojąć...

Nie stajemy ze sobą na równi. Nie liczymy się ze sobą. Z uczuciami.
Każdy w promieniu trzydziestu centymetrów czy kilometra, staje się obiektem konwencji marionetkowej - może i nieświadomie ale z chęcią byśmy nim podyrygowali, pobawili się, wzięli to, co nam potrzebne, a jak pacynka staje się niewygodna, kłopotliwa, nudna, no to ciach na bok, po co się męczyć.Nawet z szacunkiem nie potrafimy jej odłożyć... Nie wspomnę o nie braniu do łap zabawek, którymi jednak nie potrafimy się bawić.

wtorek, 14 września 2010

Półtora metra czterdziestopięciokilogramowego stresu. Oto co ze mnie zostało.