piątek, 9 czerwca 2017

A po co tytuł




W zawieszeniu między tęsknotą do czasów szalonej młodości, a codzienną rutyną przyzwoitego obywatela, wpada w ucho Wiosna. Jeśli kiedykolwiek naprawdę rozumiało się i kochało wolność, nieskrępowanie, to każda fraza i nuta powinna przeszywać duszę, a obrazy swobodnie mknąć pod powiekami.

Trochę to dla mnie piosenka o czasie. Stosunek do jego upływu można wyrazić w metaforze postrzegania szklanki z wodą: „do połowy pełna”, „do połowy pusta” i … „mam nadzieję, że to wódka”.

Szczenięce lata przeżyło się intensywnie, ale trwały krótko. Teraz praca wysysa energię, a próby powrotu do młodości kończą się na niekontrolowanej brawurze – najczęściej w fantazjach przed snem. Metryczka z każdym rokiem doskwiera coraz bardziej i popycha w schematy, nie pozostawiając przestrzeni na bezgębie. Toteż wiosna czasem bucha w twarz, wyrywa z letargu, bo pragnienie bezgębia rozpaczliwie szuka ujścia.  Ale do bezdgębia trzeba dojrzeć, a potem zacząć się nim upajać, jak wódką.

To bycie sobą, bycie z sobą w zgodzie, śmianie się do siebie i z siebie. To stan, w którym przestaje się chłostać złymi doświadczeniami, a wykorzystuje się je jako pryzmat do mierzenia wartości tego, co tu i teraz. To już nie gówniarskie carpe diem.
Mam wrażenie, że Wiosna definiuje nowy typ młodości, tej, która pojawia się wraz z trójką z przodu.
Jest w niej piękno zreinterpretowanych przeżyć, zdeklarowanego ja oczyszczonego ze śmieci, autentyczność. Bunt zastępuje bezpardonowa szczerość, nonszalancja. Po romansach z wielkim światem (jakkolwiek to rozumieć), pozostaje często zgaga, więc wraca się do najprostszych form bycia i rzeczy. Egzystencja troglodyty, o ironio, wydaje się być najbardziej wyrafinowaną formą jestestwa…

Przyjaźń nabiera ceremonialnego charakteru, ma się z kim konie kraść i wracać nad ranem do domu z nocnego szlajania. Wszystko odczuwa się intensywniej, dojrzalej, więc smak szaleństw jest wyrazistszy, a przeżycia głębsze, na tyle, że czasem nie ma sensu topić ich w słowach, bo potrafimy już czytać emocje ze swoich twarzy.
Bywa, że w pochwycie wrażeń, wiosennej euforii, chce się biec przed siebie, zachłannie przeżyć jak najwięcej, jak najdotkliwiej, a czasem po prostu ruszyć w wędrówkę bez celu, bez końca, by móc obserwować niczym nie zmącony przez wieczność ruch słońca po firmamencie i to, jak spokojnie zachodzi.

Nie ma co trwonić czasu na gonitwę za tym, co nie wróci. I uciekać przed tym, czego się boimy.
Trzeba wyszarpać teraźniejszości, co nasze. Najlepiej na bezgębiu.

Jesteśmy tu i teraz. Jesteśmy piękni, trzydziestoletni. 


--------------------------------------
*Bęzgębie odnosi się do pojęcia "gęby"w Ferdydurke Gombrowicza.