wtorek, 8 lutego 2011

Klawiatura mi śmierdzi kiełbasą.

Tak, jak durny i prawdziwy jest ten tytuł, tak durne i rzeczywiste były ostatnie tygodnie.

Nie wiem właściwie od czego rozpocząć, mam wrażenie, że potrzebna mi mapa myśli...

Zaczęło się dość niepozornie, od kobiety awanturującej się w bufecie, bo zamówiła tosty i jej się gramatura chleba nie zgadzała... W zasadzie to jego wielkość i kształt...I sobie myślę: Anno, to będzie pojebany miesiąc.
Dalej impreza, która odbiła się leśnym echem na mojej reputacji. Powinnam urodzić się na Kubie czy co, bo mój nieokrzesany taniec, który jest tylko tańcem, spowodował dziwną sytuację, podrajcowaną wyrwanymi z kontekstu zdarzeniami... Kto jak kto, ale mężczyźni mają takt i wyczucie w tworzeniu wysublimowanych, owitych "troską" historii o koleżankach... Z alkoholem też trzeba uważać, nawet wśród Przyjaciół, bo i oni robią w końcu z człowieka pijaczkę z ...proble  wróć! ciągotkami.

No. I wreszcie doszliśmy do momentu kiedy pierwszy raz dałam plamę na korkach. W środę, wyczuwając, że zbliża się przeziębienie, wyluzowałam, obejrzałam z Damianem film, poszłam spać, rano się obudziłam, poleżakowałam, a że się wątło czułam to zasnęłam. Obudził mnie domofon i najszybsze w moim życiu olśnienie - KURWA MAĆ! KOREPETYCJE. Patrzę w kalendarz, no jak byk jest napisane: 11.00 - Grzegorz, obraz dziecka w literaturze i malarstwie polskim...
Zasmarana, zaspana, wyczochrana, wychechłana, walczę z domofonem, puka to dziecię i wpuszczam je w ten bajzel na kółkach... Oczywiście pustka teoretyczna w głowie, bo nie pamiętałam za wiele, no i co, zdziwiony, posłuchał godzinkę chaosu, wskazówek o charakterze ogólnym i o. Poszedł, zapowiadając, że następnym razem przyjdzie z mamą. Naturalnie wkurwiona, na siebie, na sytuację, nie wzięłam ani grosza.
Na drugi dzień kolejne korepetycje, i kolejny zonk. Kola weszła sobie do pokoju tempem spacerowym, zatoczyła koło i wysrała się na środku pokoju. :]
Jakże trudno w takiej sytuacji zachować stoicki spokój...

I najgorsze... Popijam sobie maślankę stracciatella, biorę głęboki oddech i sobie myślę, że jestem zewsząd w chuj ograniczana. Stasiu dobrze napisał, zaschematowana.
Tylko się zastanawiam czy to bardziej ja wpadam w schematy, czy ludzie...
Idę na imprezę, bawię się, tańczę, to zaraz, że się najebałam. BO! Nie ma mnie w kuchni, przy Damianie, smażącej naleśniki. Idę na kręgle, jeszcze ust nie umoczyłam, zażartowałam, o! Ania już pijana. BO! Pikantny tekst poleciał.
Siedzę na zającowych urodzinach, wygłupy w naszym stylu, oho! dziewczyny się upiły! BO! Zwykle jest grzeczniej.
Mówię komuś czasem o problemach, idę na imprezę - w jego mniemaniu ja się nie bawię wtedy beztrosko, a najebuję... BO! Za gibka jestem i coś niebywale uchachana.
Narzeczona jestem, to teraz muszę połknąć kij od szczotki i zachowywać się poważnie.
Na wydziale filologii polskiej uam studiuję i kto to widział, żeby lubić chodzić do Terytorium.
Dostanę smsa, maila to powinnam na niego odpisać.
A w tostach zawsze musi być ser...
Chuja, a nie musi.