niedziela, 6 grudnia 2009

Być albo nie być / by Andzia

Wydarzenie, o którym dziś napiszę, jest bardzo osobiste, ale z perspektywy czasu stało się tragikomedią.
W takiej formie łatwiej o tym mówić i pisać, a dystans pozwala zauważyć, co jest jednak na szali życia "cięższe" (dosłownie i w przenośni): BYCIE kontra NIEBYCIE.


Dzieckiem ja byłam niesfornym. Aktywnym, roztrzepanym i jednocześnie ogarniętym. Miałam swoje ideały, wartości. Wiedziałam, czego chcę, a czego mam unikać. Wszędzie było mnie pełno, na brak przyjaciół nie narzekałam. Ba! Doczekałam się przewodnicząctury w klasie ;). Szacun był.

No ale niestety, nawet asy mają swoje słabości. Moja związana była z wyglądem. Bałagan w oczach, że tak to zgrabnie ujmę, nie dawał mi spokoju. Bolączka nie z tej ziemi, szczególnie wtedy, gdy staje się narzędziem w tych niby banalnych, podstwówkowych miłostkach. Już w czwartej klasie zaczęły się te niezbyt przyjemne perypetie. Moja wielka, wieloletnia miłość oraz jego koleżanki i koledzy tak mi dali popalić, że traumę przeszłam kosmiczną, a po dziś dzień gdzieś w mojej psychice to się szerokim echem roznosi...

I mimo towarzyskiej duszy, zabawnym nieokrzesaniu i niebanalnej sile charakteru odechciało się Anuśce egzystować. Hartowało mnie życie od dawna, bo dzieciństwo miałam krótkie, ale piękne, jednak są chwile, kiedy summa dotychczasowych "nieszczęść" jest tak wielka, że chce się zejść cicho z tego padołu.

No i maiłam latek 15, pstro w czerebku, niespełnioną, bolesną miłość, dom na głowie i zapadła decyzja. Basta. Fuck off.
Wielkiej filozofii przy popełnianiu samobójstwa nie ma. Porządny bodziec, odwaga, konsekwencja.
Wzięłam zatem garść, ale taką zdrową jakiś tabletek, zielonych, czerwonych, białych, na serce, jakieś astmy, i co tam jeszcze było... Papierki w każdym razie skrupulatnie opróżniłam! Ażeby wzmocnić efekt, postanowiłam to wszystko popić Ludwikiem! Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że w życiu czegoś gorszego w buzi nie miałam... Ohydztwo. Wykręcało mnie przy piciu w cztery strony świata, ale co uparciuch jestem, to do dna!

No.
Bekło mi się porządnie.
Trochę zemdliło.
Zasnąć za cholerę nie mogłam.
Czekałam.

Po dwóch godzinach chyba, dostałam takiej sraczki, że do kibla ledwo zdążyłam dobiec. Myśl, że jeszcze znajdą mnie okupczoną przed śmiercią była poniżająca...
No.
Takie ostre zejścia do łazienki maiłam jeszcze ze trzy razy. Gigakupy. Wywaliłam z siebie chyba wszystko...
I tyle. Powykręcało trochę kiszki, pojawił się wilczy głód, trza było coś zjeść i co, no, żyć dali. Na drugi dzień do szkoły na 8 i tak oto sobie jestem do dziś.

Pewnie czujecie się zażenowani, bo o takich rzeczach się raczej nie pisze... Ja nie widzę przeciwwskazań. Mam pisarską duszę i naturę emocjonalnego ekshibicjonisty. Każda historia ma swoją wartość.

Po latach zrozumiałam dopiero, że głupota to była... Drugi raz już bym tego nie powtórzyła, ale nie ukrywam, że są dni, kiedy żałuję, że dzieło się nie dokonało ( tak tylko się droczę ;)) i takie, w których siłom wszechmocnym dziękuję, że skończyło się tylko rozwolnieniem. Tych ostatnich na szczęście jest dużo więcej.

Trzeba dorosnąć, by zrozumieć, że uciec, nie być, to nie jest akt odwagi, a tchórzostwo. Pójście na łatwiznę. Zmagać się z życiem, to dopiero jest fenomen... I niby wszyscy to wiedzą, ale czy oby każdy rozumie...?

I ile bym się nie nawkurwiała, że pan J. mnie nie kochał, że mnie starzy denerwują, że na studia z groszami pojechałam, że czystki na koncie, małe cycki, lilipuci wzrost, że egzamin ulałam przez Reymonta, że trzeci raz mi wizytę u fryzjera przełożyli, to cieszę się, bo dojrzałam do tego by zrozumieć, co to jest prawdziwa miłość, przyjaźń. Doznałam i doznaję tego.


Życie ma smak gorzki albo słodki. I basta. Trzeba to przyjąć i już.

Mój charakter i neurotyczność sprawia, że skaczę po ekstremach. I przejmuję się czasem anomaliami, nie panuję nad nimi, ale dostarczają wrażeń. Ja żyję wrażeniami. Zaczęłam je poprawnie przetwarzać.

A tu jeszcze tyle za mną i tyle przede mną...

4 komentarze:

majic pisze...

aha... jak przyjedziesz to zapytam: pachnie czy śmierdzi?

enklawa pisze...

Odpowiem: Nie wiem, co powiedzieć :P

satanislaw666.blog.pl pisze...

opisujesz fajnie, dynamicznie wręcz jednak sama rozkmina mnie osobiście nie powala...

enklawa pisze...

Tym razem akcent padł na sytuację, nie na błyskotliwość ;) Więc rację przyznaję. Pozdrawiam.