Mam garstkę Przyjaciół. Prawdziwych.
Wiem, że kiedy będę potrzebowała pomocy, będą obok. Kiedy coś zrobię nie tak, odpowiednio skomentują zachowanie, przywrócą do pionu. I vice versa.
Wiem też, że mam grono Znajomych, z którymi czuję się swobodnie, radośnie. Lubię wspólne wyskoki na miasto czy spotkania przy suto zastawionym stole i dobrze schłodzonej flaszce.
Odskocznią są rozmowy o wszystkim i o niczym, wspólny śmiech, bo wszystko to skutecznie ładuje baterie na dzielne mierzenie się z codzienną rutyną.
Nie zawsze jest jednak sielankowo. Czasem ktoś kogoś rozjuszy, zirytuje. Czasem się coś chlapnie nieumyślnie, zrobi przez przypadek. Jesteśmy tylko ludźmi.
I aż ludźmi.
Na naszą konstrukcję składają się zalety i wady.
Jeśli nazwę kogoś przyjacielem, to robię to z pełną odpowiedzialnością i biorę na klatę cały pakiet cech, które miałam przecież okazję już poznać. Ta sama zasada obowiązuje w gronie bliskich znajomych.
Przynajmniej u mnie.
Człowiek to nie rzecz - dziś ją biorę, bo jest fajna, jutro mi się coś nie spodoba to dupą się odwracam i cześć czołem. To nie towar, nie podlega zwrotowi, wymianie.
Nie chciałabym mieć wśród swoich Przyjaciół osób, które w problemowej sytuacji nie prowadzą dialogu, a monolog i zatrzaskują mi drzwi przed twarzą, kiedy chcę otworzyć usta.
Nie toleruję ludzi, którzy nazywają siebie przyjaciółmi, ale leją srogo kijem, widząc właściwie tylko swój koniec.
A totalnie nie znoszę zakłamania i scenek rodem z oper mydlanych, gdzie pod maską prawości i nieskazitelności kryją się paple, przez które aż nie raz uszy chcą odpaść...
Być tak bezczelnym w biały dzień. Niepojęte...
Cieszę się, że moi Bliscy tolerują mnie taką, jaką jestem.
I nie każą mi się zmieniać.
To bezcenne - móc być sobą w tej dobrej i złej odsłonie.
Dziękuję.
2 komentarze:
yhm...
vovvvvvvov.blog.pl
Prześlij komentarz