poniedziałek, 1 marca 2010

Urywkowo



Weekend
Medialny detoks. Wywieziono mnie z miasta. :) Przez około dwie doby odcięta byłam od środków masowego przekazu. Wróć! Było radio! :] Oczywiście dziwnym zbiegiem okoliczności, dostałam także wiadomość od Plusa: Rozmowy wychodzące i wysyłanie wiadomości zablokowane. Zasil swoje konto... Zespół abstynencyjny pojawił się natychmiast po przeczytaniu.

Dwudziestolecie radia RMF FM
Przypomniało mi się coś. Sytuacja komiczna. Aniuś, jak zawsze, dziecię naiwne postanowiła wysłać sms na konkurs - była kumulacja! Po południu wybraliśmy się z Damianem i jego mamą na cmentarz. Nagle dzwoni telefon, wyświetla mi się jakiś długi, nieznany numer! Oczywiście ciśnienie podskoczyło, poczułam zimny pot na plecach, mówię Damianowi, że chyba z radia, odbieram i drżącym, jeszcze stłumionym głosem (żeby  na wybuch radości było więcej) mówię:

-RMF FM najlepsza muzyka. (Przypominam o cmentarnej scenerii...)

I słyszę w słuchawce:

-Halo? Korepetycje? Jeszcze aktualne? 

I zonk. Zapomniałam, że umieściłam tydzień wcześniej ogłoszenie na Gumtree. :]


Trzydziestolecie Perfectu.
Pół życia myślałam, że Chcemy być sobą wykonuje Lady Pank, mimo, że wiedziałam, iż śpiewa to Markowski, a ten należy do Perfectu. Nie pytajcie, o co mi tu chodzi, czasem sama nie pojmuję swojego toku myślenia. Zresztą, pół życia pisałam też Jasnożewska... I co najśmieszniejsze, do niedawna nikt mnie nigdy nie poprawił :)
Nie płacz Ewka. Pierwsza piosenka, przy której na koloniach tańczyłam "wolnego'. (Zając nazywa taki rodzaj tańca "na niedźwiedzia";) Zresztą z pierwszym swoim "chłopakiem". Miałam 12 lat. Śmieję się właśnie do swoich wspomnień... To był obóz harcerski właściwie i pamiętam, że przez cały czas padał deszcz, a egzystowaliśmy w namiotach :). Stałam na warcie, chodziłam na świeczkowiska, pląsałam oleoooo siniania ooo, siniania ee siniania ooo, albo stary Abraham miał siedmiu synów, siedmiu synów miał stary Abraham ... , biegałam po lesie, poznałam zabawę w podchody, znienawidziłam mrówki, jak wyprowadziły mi zbunkrowany kawałek chleba z dżemem, potykałam się o śledzie i ... czułam się najszczęśliwszym człowieczkiem na ziemi.

Powrót pociągiem
Nie wiem, jak ludzie ustosunkowali się do drzwi w swoich domach, ale jak się wchodzi do przedziału lub z niego wychodzi, zimą szczególnie, wypadałoby je za sobą zamykać kurwa mać.
I jak się zrzyga w torebeczkę, to nie wkłada się jej do tego miniaturowego śmietniczka... Jakże finezyjnie wygląda pomarańczowy bełt, wystający z pojemnika, tak filuternie kołyszący się podczas jazdy... W pociągu ścisk, na szczęście - jeśli można to tak ująć, owe wymiociny nie śmierdziały, więc zdesperowani mogli usiąść, ale moje wrażenia wzrokowe i poczucie estetyki zostały poważnie nadszarpnięte.

Aaaa... Ruszyliśmy i kilka minut później uruchomiłam swój sprzęt grający. Słowa pierwszej piosenki, Marleya, dość ostro kontrastowały z krajobrazem :] Nie wiem, czemu tak uchwyciłam akurat ten dysonans. Widzę ciężkie chmury, szarość, baraki robotnicze, stare,jakieś dworcowe otoczenie, nogami nie ma nawet jak ruszyć i o Ironio!  słyszę błogie  sun is shining, the weather is sweet, make wanna move your dancing feet...
Yh...

To by było na tyle tej weekendowej impresji... Już północ. Pora na siusiu, pieściorek  i spać.

Brak komentarzy: