Piątek.
Pochmurny poranek, niemniej nastrój miałam dobry, bo to ostatni dzień pracy w tygodniu. Ba! Postanowiłam się nawet ładnie ubrać - dopasowana mała czarna, muśnięte pudrem policzki, podkręcone rzęsy, nieśmiale czarujący uśmiech - no tego dnia świat miał być u moich stóp! ;)
Pozostało wyjście z psem i w drogę.
Idę sobie z Kolą beztrosko, z dala od zabudowań zrobiła swoje.
Wracamy "tyłami osiedla", a jak to pies, lubi czasem poprawić i jesio na chwilę przykucnąć, by teren oznaczyć.
Na przeciw idzie kobita, o 7 rano uprawia siatkówkę więc oczywiste było, że będzie próbowała mi ten uśmiech z twarzy zmazać i doczepi się do psa, który przysiadł na sekundę ...
- Proszę Pani dlaczego ten pies się tutaj załatwia?! Ja tu mam okno!!!
Dzizus. Kurwa. Ja pierdolę.
Wzięłam głębooooooooki oddech. Zrezygnowałam z tłumaczenia specyfiki potrzeb fizjologicznych czworonogów i tego, że chyba jako nieliczni z Damianem regularnie sprzątamy po naszym kejtrze i płacimy za niego podatek. Zrobiłam krok w jej stronę i rzekłam nad wyraz spokojnie:
- Jeśli ma Pani zły dzień proszę się napić herbaty z melisą. A jeśli się Pani nie podoba, że pod Pani oknem załatwiają się psy, to proponuję się przeprowadzić. Życzę miłego dnia.
Odwróciłam się i odeszłam. Po kilku sekundach kobieta wyjazgotała do moich pleców: - Jest Pani nieodpowiedzialna!
Jednak tak szczerze pisząc, miałam ją w dupie. Dość tej mojej kurtuazji.
Tak, to był szczyt bezczelności. Ale za to w jakim stylu!
No. Tyle na dziś. Jak to Stachu pisze - groszek. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
stabyk@o2.pl proszę Cię bardzo Aniu
Prześlij komentarz