wtorek, 18 maja 2010

Nie chcę się bawić w sądy małe i duże, potrzebne, niepotrzebne...
Fakt, Prozerpina straciła rękę, pokruszyły się gzymsy i zniszczono część wyposażenia ogródków...
Ale, na tyle tysięcy pijanych kibiców, Poznaniaków i innych, na tyle emocji i euforii,  naprawdę straty są minimalne.
Z tego, co mi wiadomo, miasto pozwoliło na przemarsz na rynek, organizatorów jako takich nie było, i przez kilka ładnych godzin, stojąc w miejscu, gdzie wszystko widziałam, nie dostrzegłam, by jakikolwiek strażnik czy policjant upomniał kibiców, że dewastują zabytek! Wystarczyło podejść, poprosić o zejście osiołka, który nie pojmuje, że to stare i kruche...... Jak na niestrzeżoną i niezabezpieczoną imprezę, o tak nieoczekiwanej skali, Poznań nadto nie ucierpiał.
Co więcej, Wiara Lecha wystosowała przed meczem kapitalne pismo do wszystkich, z prośbą o kulturę, po imprezie okazała się równie konsekwentna i mimo, iż nie poczuwają się odpowiedzialni za straty, chcą zająć się zbiórką pieniędzy, które przeznaczą na odrestaurowanie pomników.
Tyle w tym temacie. Czysto OBIEKTYWNIE.

3 komentarze:

kobietaboguniewyszla pisze...

Wiesz co? Obawiam się, że każda laska mniej więcej w naszym wieku ma ten kompromitujący okres kochania Iglesiasa w swojej biografii;) Ba! Niektóre z nas zapewne kochały też Kelly Family, a to już w ogóle wstyd i hańba;)

enklawa pisze...

No właśnie mnie Kelly Family jakoś na szczęście nie rajcowało... UFFF, tego bym sobie nie wybaczyła:)

Natasza pisze...

uwielbiam patrzeć na świat Twoimi oczami!
ten wpis powinien zostać wydrukowany i wisieć pod wszystkimi polemikami na ten temat i je zamykać zresztą.
jak zawsze mądrze, rozsądnie i z tym Twoim niepowtarzalnym dystansem.
ech! zakochać się można ;) :P
pozdrawiam